Para Młoda pozująca na tle parowozu

Miłość, stare parowozy i tinder, czy to wszystko mogło dać początek przecudownej historii, w której miałam zaszczyt maczać palce? Oto Oni: Karolina i James!

Każda niezwykła historia zasługuje na niesamowitą oprawę.

Karolina i James poznali się przez tindera – to jest dość niezwykła historia miłosna, choć coraz częściej spotykana. On miał fajny opis, Ona przesunęła palcem w dobrą stronę. Zaraz potem umówili się na pierwszą randkę, w Muzeum Parowozownia Wolsztyn. Zapytasz dlaczego tam? Ponieważ James jest miłośnikiem starych parowozów. I można powiedzieć, że jest stałym gościem w progach muzeum. Zresztą, zawodowo też jest związany z kolejnictwem 🙂

Zakochani
Miłość i stare parowozy
Para Młoda na tle parowozu
Muzeum Parowozów Wolsztyn, fot. Stories by Karina
Miłość i stare parowozy
Sesja z parowozem, fot. Stories by Karina

Historia, w której znalazły się jednocześnie miłość i stare parowozy, poruszyła moją wyobraźnię i dlatego, gdy podczas którejś z rozmów on line, padło nieśmiałe: „gdyby udało się zrobić ceremonię zaślubin w muzeum, bylibyśmy w siódmym niebie”, moje serce zabiło mocniej! Myślę, co ma się nie udać?

miłość i stare parowozy
Miłość, stare parowozy i tinder, fot. Stories by Karina

Ale to nie była bułka z nutellą. Czekały nas długie negocjacje warunków, tysiące kilometrów do przejechania, mnóstwo formalności do spełnienia, setki emaili i tysiące ustaleń telefonicznych… Był moment, kiedy myślałam, że to się nie uda… Że lepiej pójść na łatwiznę i zrobić ceremonię w pięknym ogrodzie sali weselnej, ale wtedy natura zodiakalnego barana, pchała mnie do przodu i kazała zrobić tę ceremonię, jak należy! Ten ślub, po prostu, musiał być na tle starego parowozu 🙂

Jaki był finał historii pt miłość i stare parowozy?

Zrobiliśmy to. Stanęliśmy na rzęsach, rękach i przewróciliśmy do góry nogami całe myślenie o ślubach. Byliśmy pionierami, a muzeum debiutowało jako miejsce zaślubin. Zaangażowaliśmy w tę uroczystość mnóstwo ludzi, którzy, jak my, podekscytowali się ideą tego ślubu. Dlatego nam wyszło. Celowo nie używam terminu „udało się”, bo ciężko pracowaliśmy na efekt finalny.

Spadł mały deszcz, ale gwizd parowozu zadośćuczynił wszystkiemu. Szczęście i radość w oczach Jamesa zrekompensowały mi godziny za kółkiem, ogromny stres, czy logistycznie podołamy (bo godzina drogi z ceremonii na wesele, to mnóstwo możliwości żeby coś poszło nie tak…), niewsypanie i każdą inną niedogodność.

A gwizd parowozu na zakończenie ceremonii to była najpiękniejsza muzyka dla moich uszu…

Zdecydowanie było warto! I jest warto spełniać najdziksze i najdziwniejsze ślubne marzenia.

Jestem w tym dobra, cholernie dobra… Bo kocham to, co robię i z inności zrobiłam specjalność, co widać w moich realizacjach i na social mediach.

Czy było łatwo? Nie! Czy było warto? Zdecydowanie tak!

„Wszechświat jest wielki, rozległy, skomplikowany i niedorzeczny. I czasami, bardzo rzadko, zdarzają się rzeczy niemożliwe, które nazywamy cudami” – ten cytat zdecydowanie oddaje emocje, które towarzyszyły nam podczas, ponad rocznego, planowania tej uroczystości.

Historia miłosna z parowozami w tle
Miłość i stare parowozy. Fot. Stories by Karina